poniedziałek, 21 lutego 2011

REDUTA SPÓŹNIONA

Wiersz Zbigniewa Duszaka


Raz w miesiącu dziesiątego, kiedy jest wypłata,
idzie Jarek ze swą świtą, złożyć hołd dla brata.
Jarek jeszcze jest w amoku, lub zgubił busolę,
zamiast obrać kurs na Kraków, idzie w drugą stronę.
W jednym rzędzie razem z Jarkiem, idą dygnitarze,
ludzie z Sejmu i Senatu, te medialne twarze.
W tyle nieco tuż za nimi, idzie kler biskupi,
później znowu magistrala, na końcu lud głupi.
Potworzyły się obozy, grupy i podgrupy,
jakieś baudy, jakieś sekty, półświatek zepsuty.


Już z daleka dobrze widać czapki moherowe,
jak ich dużo, jakie śliczne, wszystkie kolorowe.
To jest przecież wierna armia, taty Tadeusza,
chociaż trzęsie się na nogach, w stronę Placu rusza.
Idą babcie i dziadkowie, z widoczną siwizną,
w nich najwięcej jest goryczy, i zieją trucizną.


Idzie również klasa średnia, czyli ludzie pracy,
mechanicy, złote rączki, ile tu spawaczy!!!
Idą również elektrycy, szklarze i malarze,
idą także sklepikarze, murarze i stolarze.
Idzie również mnóstwo kobiet na przykład sklepowe,
pielęgniarki i barmanki, idą i krawcowe.
Długo można by wymieniać te różne zawody,
od pisarza do bajarza, do zwykłej lejwody.
Och jak mącą, podpuszczają, beczą jak barany,
ryk harmider się roznosi, w Pałacowe bramy.


Mnóstwo ludzi się zjechało z caluśkiego kraju,
jedni mówią gdzieś różaniec, drudzy gdzieś śpiewają.
Jest tu gostek i z Lublina jakiś to przerwaniec,
sra i sika do słoika,: zwykły pojebaniec!!!
Nie odrzuci jego na bok, lecz dzielnie go dźwiga,
jak by to był owoc morza, homar lub ostryga.
Widać dumny jest z trofeum, i go dalej niesie,
jak gajowy swoją strzelbę, po zielonym lesie.




Trzeba umieć się zachować, wśród takiej hołoty,
bo Ci mogą buźkę obić, lub Cię wziąć na kopy.
Więc wykrzykuj razem z nami " Krzyża nie oddamy "
precz z tym Rządem, to jest hańba, sprzedawczyk, chamy.


Jaki Kurwa tu bałagan, nie ma rzędów szyku,
wszystko w całość się zlepiło, jak grzyby w koszyku.
Jednomyślność? jednogłośność?, pobożne życzenia,
jedni chcą tablicy z miedzi, drudzy zaś z kamienia.
Inni znowu chcą pomnika baaaardzo wysokiego
inni znowu trochę mniejsze, ale dla każdego.
O co kurwa już tu chodzi? ja nic nie pojmuję!!!
chyba zaraz się pochlastam, albo zwymiotuję.


Każdy niesie krzyż na piersi, niczym na witrynie,
nie masz tego?, żeś nie Polak, więc drżyj poganinie.
Każdy niesie w swoich dłoniach, znicze lub goździki,
niesie wianki, niesie szarfy, lampki proporczyki.
Prezes dzisiaj wyjątkowo, dzierży w dłoniach kwiaty,
by wyglądał jak sztacheta, nie jak dziad garbaty.
Miesiąc temu dźwigał wieniec, strasznie się spracował,
długo w Sejmie go nie było, czyżby przychorował ?


Gdy dotarła już na miejsce, owa horda cała,
zobaczyła kupę śmieci, Krzyża nie ujrzała.
Pod osłoną ciemnej nocy ktoś zarekwirował ?
ale kto to ?, gdzie krzyż wreszcie schował ?


Na chodniku gdzieś w oddali, stoją ochroniarze,
jacy wielcy, jacy zdrowi, dziarskie mają twarze.
Żaden z nich się nie porusza, nie zwróci uwagi
dla tej wielkiej jak szarańcza, rozwydrzonej plagi.
Żaden z nich nie ma oręża, tarczy albo pały,
stoją jak zwykłe gapulki - przezwykłe cymbały.


Przeminęła już gangsterka, gdy ZOMO działało
Każdy już by wpierdol dostał, tą magiczną pałą
Tak jak rolnik feudalny, młócił zboże cepem
tak i ZOMO też młóciło....- tylko dużo lepiej
I nie było by litości, dla babci lub starca,
Każdy zmiatał by do domu, w rytmie samby, walca.
I nie było gdzie się skarżyć, chyba że dla mamy,
ale mamuś także jęczy, ma Krzyż przetrzepany.


Po co dla nas kabarety, w nich program niemrawy
dziesiątego w każdy miesiąc, jedźmy do Warszawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz